Postapokaliptyczne KBK
Pamiętam to jak dziś. Był późny wieczór 29 kwietnia, ale jeszcze przed północą. Sprawdziłem skrzynkę e-mailową. No i znalazłem tam wypowiedzenie umowy najmu lokalu zajmowanego przez KBK. Serce zabiło mocniej. Zła wiadomość nie zaskoczyła mnie jednak. Spełnił się czarny scenariusz, który przewidywałem, ale miałem nadzieję, że uda się go odwlec w czasie. Nie udało się. Mieliśmy więc niecały miesiąc na znalezienie nowego miejsca.
Czasu mało, dużo stresu - tak krótko można określić tamten okres. No ale udało się. Znaleźliśmy lokal w Krakowie, wygraliśmy licytację, przenieśliśmy wszystkie rzeczy do tymczasowego magazynu. No i dziś, z perspektywy czasu, mogę stwierdzić, że dobrze się stało. Przeprowadzka do Krakowa wyszła Królestwu na dobre.
Wciąż jednak z dużą nostalgią wspominam czasy rzeszowskie i miejsce, które zajmowaliśmy. Miało ono swój niepowtarzalny klimat. Wchodząc w bramę można było odnieść wrażenie, że przenosi się do jakiegoś innego świata. Cichy dziedziniec, puste lokale. Zupełnie jakby czas się tam zatrzymał. Teraz to wrażenie jest spotęgowane.
Wszystkie zdjęcia zrobiłem kilka dni temu podczas wielkanocnego spaceru po Rzeszowie. Mojej żonie się śpieszyło, więc jest ich zaledwie kilka, ale myślę, że oddają vibe, który można tam zastać. POSTAPOKALIPSA.
Szyld Królestwa to chyba jedyna oznaka tego, że coś nie tak dawno temu tam funkcjonowało. Choć dawno-niedawno to dość subiektywne pojęcia. W praktyce te 6 lat, które minęły od ewakuacji to cała epoka. Czas przed pandemią i przed wojną.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że minęła "epoka", a tu nic się nie zmieniło. Ogromny budynek w centrum miasta niszczeje. Ale to było do przewidzenia skoro XIX-wieczne koszary są objęte ochroną konserwatorską. Prawdopodobnie to na tym polu poległ inwestor, który wykupił kompleks.
Trafiłem na artykuł z listopada 2021 roku. Można w nim przeczytać:
(...) obiekt został kupiony przez firmę DevelopRes. Inwestor chce dać drugie życie budynkom, ale najpierw musi ustalić z konserwatorem zabytków, na co może sobie pozwolić. Wizja lokalna już się odbyła, a teraz Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków pracuje nad wytycznymi konserwatorskimi.
No i minęło 3 i pół roku a postępów nie widać.
Dopóki krakowskie KBK nie osiągnie optimum swoich możliwości nie planuję wyprowadzki z Krakowa. Równocześnie w perspektywie kolejnych 5 lat każdy scenariusz wydaje mi się realny. Również powrót do Rzeszowa. Trudno mi sobie jednak wyobrażać ten powrót bez odtworzenia KBK w tym mieście. Szanse na zrobienie tego w tym samym miejscu, czyli w Koszarach Kraińskiego, uważam za niewielkie, ale nie zerowe.
Jeszcze będąc w Rzeszowie wiele razy przywoływaliśmy przykład krakowskiej Fundacji Tytano, która w dawnej fabryce tytoniu na Dolnych Młynów zrobiła przestrzeń kulturalno-imprezową przyciągającą tysiące osób. Było to możliwe, bo deweloper, który kupił kompleks budynków podpisał z nią umowę na 5 lat. Myślę, że coś podobnego mogłoby zadziałać w przypadku Koszar Kraińskiego. Tym bardziej, że w budynku nic się nie dzieje i pierwotna koncepcja nowego właściciela (czyli zrobienie tam mieszkań) jest daleka od realizacji. Oddanie tego na jakiś czas NGO-som byłoby na pewno korzystane dla obu stron. Dlaczego więc nikt tego nie robi? Wydaje mi się, że po prostu nikt w Rzeszowie nie ma na tyle odwagi, aby po to sięgnąć. Ale nie oceniam. Sam nie wiem czy ją mam. Pomarzyć jednak można...