Rozpocząłem walkę z nałogiem || Dzień 1
Ból głowy, zmęczenie, złe samopoczucie i chęć drzemki o godzinie 15. Brzmi znajomo? To nie alkohol czy narkotyki, tylko cukier. Z pozoru niegroźny, bo przecież dlaczego nie można zjeść sobie ciasteczka po obiedzie.
Można, tylko w moim przypadku na jednym się nie kończyło. Każdego dnia nachodziła mnie ochota na słodycz, z którą często wygrać. Dlaczego? Biologia. Po słodyczach rośnie dopamina i serotonina. Organizm odczuwa poprawę nastroju i chce więcej. Poziom glukozy we krwi rośnie, aż w końcu mogą pojawić się problemy ze zdrowiem.
Całkiem możliwe, że u mnie nie jest źle. BMI mam w normie, budowa ciała w porządku, ale ten mózgowy mechanizm bardzo mi ciąży w głowie. Im więcej cukru, tym większy skok i spadek glukozy i tak koło się napędza.
Co gorsza, słodycze mam zawsze pod ręką. Sklep blisko, a jak mi się nie chce iść, to zawsze mam jakieś podarowane Merci (średnie) czy Rafaello (zajebiste).
Ale trzeba podjąć walkę, póki mam 35 lat, a nie 50 i stan przedzawałowy. Raz już wygrałem. 10 lat temu schudłem 13 kg doprowadzając swoją sylwetkę z grubszej to bardzo dobrej. Teraz problemu sylwetkowego nie ma i nawet po dużym żarciu nie tyje. To chyba uśpiło moją czujność.
Nie rzucam się na głęboką wodę i nie odstawię słodyczy całkowicie. Poza tym węglowodany (oczywiście nie te proste) są bardzo potrzebne. Gdy najdzie mnie ochota, to mam pod ręką pepsi lub colę bez cukru. Według badań stężenie aspartamu (słodzika) jest bezpieczne dla zdrowia nawet przy kilku puszkach dziennie. Mi starczy jedna na 2-3 dni.

Poza tym jeśli już muszę kupić coś z cukrem (staram się naprawdę tego nie robić) to liczę kalorie. I tak Milky Way jest mały i ma ok. 96 kalorii. Snickers – ok. 250. Słodkich napojów nie piję wcale, a kawę słodzę może raz na tydzień. Domowe ciasta są wyjątkiem, bo po prostu głupio kawałeczka nie zjeść, jak ktoś zrobi.
Po prostu trzeba wygrać z sytuacją sięgania po słodycze codziennie. Ale na tym nie koniec. Do tego dochodzi tłuszcz w najgorszej postaci – fastfoody i chipsy. No tego nie odpuszczę. Raz na 2 tygodnie musi coś wjechać, ale niech to będzie raz na 2 tygodnie. Dobrym zamiennikiem może być popcorn z mikrofali czy orzechy.
Teraz dorzucam treningi, tylko Actifit nadal mi na iphonie nie działa -.-. Sport wydziela endorfinę, która powinna wygrać ze słodyczową dopaminą. Poza tym szkoda spalonych kalorii, aby zaraz zjeść kebaba. Co ciekawe, ostatnio wydałem na niego 30 zł i był okropny, a przy okazji nieświadomie wsparłem szemrany franczyzowy biznes, ale to sobie na YouTube znajdziecie.
Może się wydawać, że łatwo z tym wygrać i że nie jest to poważny nałóg. Nie zgodzę się, bo zła dieta naprawdę niszczy zdrowie. Może wolniej niż alkohol, chociaż znam pijaków, którzy żyją 80 lat.
Na razie zjadłem tortille razową + kromka białego chleba z łososiem, pomidorem i serkiem śmietankowym.
Do tego czarna kawa bez dodatków.
Kalorii na razie mi się nie chce liczyć, bo to nie waga jest problemem, a głupie nawyki.
Trzymajcie kciuki!
Kibicuje mocno!
Ja Tobie również! Nie jesteś sama :)
Kibicuję mocno - mi z grubsza udało się ogarnąć problem ze słodkim, a wraz z tym cyrki insulinowe ale to wymagało dużo czasu, sporej ilości eksperymentów i głębokiej uważności na siebie oraz automatyczne działania, dasz radę :)