STAR WARS Battlefront 2: I Play Lando Calrissian [ENG/PL]

▶️ Watch on 3Speak


You know how it is in our house – nothing happens in peace and quiet. Even a simple evening with a video game is an event that turns into a full-fledged spectacle with the participation of four children, a dog, a cat, and sometimes even my husband, who pretends that he "just came for tea" but then stands by the couch for a long time, commenting on my movements in the game. This time it fell to me. My ambitious plans for the evening? To become Lando Calrissian, the king of style, in Star Wars Battlefront 2. Could it work? Let's just say that... it depended on the point of view.

Screenshot_20250120_000239_Gallery.jpg

Choosing a hero – Lando, because style matters

When Lando Calrissian appeared on the screen, this charming rascal with a smile that could melt the snow on Hoth, I knew immediately that he was the hero for me. Not Han Solo – because he is too obvious. Not Leia – because Sara had already "locked" her in as her favorite character. Lando. That nonchalant, charismatic king of sabacc. The perfect choice for a mother of four trying to handle reality with class and a dash of humor.

"Seriously, Mom? Lando?" Sara looked at me, raising an eyebrow. She had mastered that look, which expressed a mixture of amusement and slight pity. "He looks like he sells used fighters with hidden defects."

I couldn't leave it like that. I smiled exactly like Lando did – you know, with that characteristic grit that says "I know I'm great."

"Lando's not just a hero, Sara. He's a lifestyle," I replied, shifting on the couch.

Oskar, who of course had to put in his two cents, threw in from behind his seat:

"Mom, stop talking about style and focus on the game, because you're about to have your first death."

Well, maybe he was right, but no one can take away my satisfaction from the fact that at least I started with a good attitude. When I pressed "start", I felt ready to conquer the entire galaxy – or at least the first round.

Screenshot_20250120_000300_Gallery.jpg

First Battle: How Not to Be a Total Noob

The game started out classically – quick orientation in the terrain, first contact with enemies. Lando, armed with his trusty EL-16HFE blaster, looked like a million credits. I, on the other hand... well, less like a million credits, and more like someone who accidentally found himself on the battlefield and was trying to look competent.

The first few minutes were promising. I managed to avoid enemies, hide behind cover and, most importantly, not die in five seconds, as Oskar had predicted. Sara looked at the screen with growing surprise.

– Okay, Mom, it's not that bad. But remember, style isn't everything. You still have to shoot something.

And that's where the problems started. There were plenty of opponents, and I quickly discovered that my sense of direction was... to put it mildly, average. Just as I was trying to focus on aiming at one of the stormtroopers, Wiktor came up from behind and started nudging me.

"Mom, why does he have such a funny coat? Is that a blanket?"

"It's not a blanket, Wiktor, it's a style," I replied, trying not to lose focus.

Of course, at the same moment I was shot down. A big "Elimination" sign on the screen, and behind me, Sarah's quiet giggle.

"Okay, Mom, maybe that style doesn't work as well as you thought.

Screenshot_20250119_235723_Gallery.jpg

Back to the battlefield – with class and humor

I didn't give up. After all, Lando never gives up, and I was determined to prove that I could do it too. This time, I decided to approach it more strategically. I sneaked, used cover, and tested stun grenades. I'll tell you one thing - those were my five minutes of glory.

The first grenade I threw hit perfectly - the enemy was frozen in place, and I calmly eliminated him. Lando threw his classic line on the screen: "You didn't think it would end like this, did you?" Wiktor, who had found his blanket in the meantime and thrown it over his shoulders, started running around the room, pretending to be Lando.

"I'm the king of the galaxy! Look at me!"

Roni, of course, took this as an invitation to play and started chasing Wiktor, trying to catch his "coat". The living room turned into a small battlefield, where the opponents were the too long ends of the blanket, and Roni triumphed because he finally managed to catch his "prey".

In the midst of all this, Alex approached me, holding Roni in his arms and asked:

"Mom, does Lando like dogs?"

"I'm sure he would, Alex. But I don't think he'd let them grab his coat," I replied, barely holding back my laughter.

Screenshot_20250119_235735_Gallery.jpg

Domestic Chaos: Playing the Game Is an Extreme Sport

When the living room returned to normal (which was moderate chaos), I continued playing. However, Sara began commenting on my every move.

"Mom, watch out! Don't go there! There's a sniper there!" she shouted, pointing at the screen.

"Sara, I know what I'm doing," I replied, trying to look confident.

Of course, I didn't know what I was doing, and a moment later I died again.

"Really?" Sara rolled her eyes. "You know, Mom, maybe you should play as Leia. She's

Screenshot_20250119_235718_Gallery.jpg

POLISH:

STAR WARS Battlefront 2: Gram Lando Calrissian

Wiecie, jak to jest w naszym domu – nic nie odbywa się w ciszy i spokoju. Nawet prosty wieczór z grą wideo to wydarzenie, które zamienia się w pełnoprawne widowisko z udziałem czwórki dzieci, psa, kota, a czasem nawet mojego męża, który udaje, że „tylko przyszedł po herbatę”, ale potem jakoś dziwnie długo stoi przy kanapie, komentując moje ruchy w grze. Tym razem padło na mnie. Moje ambitne plany na wieczór? Zostać Lando Calrissianem, królem stylu, w Star Wars Battlefront 2. Czy mogło się to udać? Powiedzmy, że… to zależało od punktu widzenia.

Screenshot_20250120_000033_Gallery.jpg

Wybór bohatera – Lando, bo liczy się styl

Kiedy na ekranie pojawił się Lando Calrissian, ten uroczy łobuz z uśmiechem, który mógłby roztopić śnieg na Hoth, od razu wiedziałam, że to jest bohater dla mnie. Nie Han Solo – bo on jest zbyt oczywisty. Nie Leia – bo Sara zdążyła już ją „zaklepać” jako swoją ulubioną postać. Lando. Ten nonszalancki, charyzmatyczny król sabaka. Idealny wybór dla matki czwórki dzieci, która próbuje ogarnąć rzeczywistość z klasą i odrobiną humoru.

– Serio, mamo? Lando? – Sara spojrzała na mnie, unosząc jedną brew. To spojrzenie, które wyraża mieszankę rozbawienia i lekkiego politowania, opanowała do perfekcji. – On wygląda, jakby sprzedawał używane myśliwce z ukrytymi usterkami.

Nie mogłam tego tak zostawić. Uśmiechnęłam się dokładnie tak, jak Lando – wiecie, z tym charakterystycznym zacięciem, które mówi „wiem, że jestem świetna”.

– Lando to nie tylko bohater, Sara. To styl życia – odparłam, poprawiając się na kanapie.

Oskar, który oczywiście musiał wtrącić swoje trzy grosze, rzucił zza swojej miejscówki:

– Mamo, przestań gadać o stylu i skup się na grze, bo zaraz będziesz miała pierwszy zgon.

No, może i miał rację, ale nikt mi nie odbierze satysfakcji z tego, że przynajmniej zaczęłam z dobrym nastawieniem. Kiedy wciskałam „start”, czułam się gotowa podbić całą galaktykę – albo przynajmniej pierwszą rundę.

Screenshot_20250119_235655_Gallery.jpg

Pierwsze starcie: Jak nie być totalnym noobem

Rozgrywka zaczęła się klasycznie – szybka orientacja w terenie, pierwszy kontakt z przeciwnikami. Lando, uzbrojony w swój niezawodny blaster EL-16HFE, wyglądał jak milion kredytów. Ja natomiast… no cóż, mniej jak milion kredytów, a bardziej jak ktoś, kto przypadkiem znalazł się na polu bitwy i próbuje wyglądać kompetentnie.

Pierwsze minuty były obiecujące. Udało mi się unikać przeciwników, chować za osłonami i, co najważniejsze, nie zginąć w ciągu pięciu sekund, jak przewidywał Oskar. Sara patrzyła na ekran z rosnącym zaskoczeniem.

– No dobra, mamo, nie jest tak źle. Ale pamiętaj, że styl to nie wszystko. Musisz jeszcze coś ustrzelić.

I tu zaczęły się schody. Przeciwników było mnóstwo, a ja szybko odkryłam, że moja orientacja w terenie jest… delikatnie mówiąc, średnia. W momencie, gdy próbowałam skupić się na wycelowaniu w jednego ze szturmowców, Wiktor podszedł z tyłu i zaczął mnie szturchać.

– Mamo, dlaczego on ma taki śmieszny płaszcz? Czy to kocyk?

– To nie kocyk, Wiktor, to styl – odpowiedziałam, próbując nie stracić koncentracji.

Oczywiście w tym samym momencie zostałam zestrzelona. Wielki napis „Eliminacja” na ekranie, a za mną cichy chichot Sary.

– No dobra, mamo, może jednak ten styl nie działa tak dobrze, jak myślałaś.

Screenshot_20250119_235817_Gallery.jpg

Powrót na pole walki – z klasą i humorem

Nie poddałam się. W końcu Lando nie poddaje się nigdy, a ja byłam zdeterminowana, by udowodnić, że też potrafię. Tym razem postanowiłam podejść bardziej strategicznie. Skradałam się, używałam osłon i testowałam granaty oszałamiające. Powiem jedno – to były moje pięć minut chwały.

Pierwszy rzucony granat trafił idealnie – wroga zamurowało, a ja spokojnie go wyeliminowałam. Lando rzucił na ekranie swój klasyczny tekst: „Nie sądziłeś chyba, że tak to się skończy?” Wiktor, który w międzyczasie znalazł swój kocyk i zarzucił go na ramiona, zaczął biegać po pokoju, udając Lando.

– Jestem królem galaktyki! Patrzcie na mnie!

Roni, oczywiście, uznał to za zaproszenie do zabawy i zaczął gonić Wiktora, próbując złapać jego „płaszcz”. Salon zamienił się w małe pole bitwy, w którym przeciwnikiem były zbyt długie końcówki koca, a Roni triumfował, bo w końcu udało mu się złapać swój „łup”.

W tym wszystkim Alex podszedł do mnie, trzymając Roniego na rękach i zapytał:

– Mamo, czy Lando lubi psy?

– Na pewno by lubił, Alex. Ale nie sądzę, żeby pozwalał im łapać za płaszcz – odpowiedziałam, ledwo powstrzymując śmiech.

Screenshot_20250119_235853_Gallery.jpg

Domowy chaos: Granie w grę to sport ekstremalny

Kiedy sytuacja w salonie wróciła do normy (czyli poziomu umiarkowanego chaosu), kontynuowałam swoją rozgrywkę. Sara zaczęła jednak komentować każdy mój ruch.

– Mamo, uważaj! Nie idź tam! Tam jest snajper! – krzyczała, wskazując na ekran.

– Sara, wiem, co robię – odpowiedziałam, próbując wyglądać na pewną siebie.

Oczywiście, nie wiedziałam, co robię, i chwilę później znów zginęłam.

– Serio? – Sara wywróciła oczami. – Wiesz, mamo, może jednak powinnaś grać Leią. Ona przynajmniej ma tarcze.

Screenshot_20250120_000213_Gallery.jpg

Styl ponad wszystko

Na koniec wieczoru, mimo wszystkich porażek i śmiechu, byłam dumna. Lando Calrissian to nie tylko postać – to cała filozofia. Może i nie wygrałam każdej rundy, ale zrobiłam to z uśmiechem i nonszalancją, która idealnie pasuje do naszego domowego chaosu.

Kiedy odłożyłam pada, Sara przejęła kontroler, gotowa pokazać, jak „to się robi naprawdę”. Oskar zajął strategiczną pozycję na kanapie, a Wiktor dalej biegał w swoim „płaszczu”. Alex siedział cicho, obserwując wszystko z uśmiechem. Nawet Roni wyglądał na zadowolonego, leżąc w kącie z „upolowanym” kawałkiem koca.

A co się działo dalej? Cóż, o tym opowiem wam następnym razem – bo kiedy Sara wchodzi do gry, zaczyna się prawdziwa zabawa.

Screenshot_20250119_235810_Gallery.jpg

Screenshot_20250119_235837_Gallery.jpg


▶️ 3Speak



0
0
0.000
0 comments