Eliza Kącka, "Wczoraj byłaś zła na zielono"

Eliza Kącka wygrała nagrodę Nike 2025 i wzbudziła moje zainteresowanie tym autobiograficznym esejem. Zaczęłam czytać z dużymi oczekiwaniami, które w pierwszych częściach książki były nieco zawiedzione. Dlaczego?
Język. Uwielbiam bajdurzenie Joanny Bator. Tu też było bajdurzenie, autorka próbowała się bawić językiem w podobnej skali. Ale tam, gdzie fabuła Bator była porywająca i pozwalała na to kluczenie metaforami wokół meritum, tu, zwłaszcza w odniesieniu do wspomnień o dziadkach, a nie o córce - było po prostu ciężko. Miałam dwie opcje: próbować wgryźć się w te trudne fragmenty, co pewnie skończyłoby się porzuceniem książki, albo spróbować po nich prześlizgnąć. Wybrałam to drugie i dzięki temu dotrwałam do ciekawszych części książki.
Druga rzecz, autyzm. Nigdzie nie nazwany wprost, ale wiemy, że córka autorki - zwana Rudą - ma jakąś diagnozę. I tak przez dobrych kilka scen myślałam sobie, że co jak co, ale jeśli o autyzmie mowa, to "Kosmita" robił to lepiej.
A potem dotarło do mnie, dlaczego autorka tak delikatnie obeszła się z tym zagadnieniem: przez ogromną miłość, wrażliwość i szacunek do swojego dziecka.
Ten autyzm gdzieś był, pokazywał pazury w tym, jak autorka i jej rodzice (dziadkowie Rudej) drżeli na samą myśl o złamaniu schematu, czy obudzeniu Rudej w podróży. I bardziej objawiało się to w tym lęku. Bo przecież chodzenie utartymi szlakami, własne rutyny, a nawet dzikie awantury połączone z wyprężeniem ciała i biciem piąstkami chyba jednak większości rodziców są znane. Przynajmniej - mi są. Lęk przez awanturą i szukanie sposobów na zapobieganie jej owszem też. I te opisy Rudej w tej swojej odmienności są tak słodko znajome dla mnie, widzę w małej Rudej małą Dzidzię, rozczula mnie i wzbudza ciepłe emocje.
Cieszy to, że autorka doprowadziła nas do pełnoletności Rudej, że widzimy, jaką dziewczyną się stała, widzimy te może cudaczne, a jednak autentyczne dialogi matki z córką i ich niezaprzeczalnie silną więź. Taki jest ten esej: o tej silnej, najsilniejszej ze wszystkich więzi. Takie macierzyństwo na pewno jest trudne, co znajduje odzwierciedlenie we łzach wylanych przez autorkę. Ale na pewno jest też bardzo satysfakcjonujące, kiedy widzi się każdy jeden postęp tej ukochanej osoby.
I tak kończę ten esej z poczuciem, że nie zmarnowałam czasu, nawet pomimo tego, że przez jakąś część książki się ślizgałam. Było warto.
lubimyczytqac.pl:
"Wiedziałam, że zawsze muszę być gotowa na scenariusz dziki, dziwny. I że musimy się w nim trzymać razem."
Bezkompromisowa i brawurowa – taka jest autobiograficzna proza Elizy Kąckiej. To opowieść o podwójnym doświadczeniu pewnej odmienności i nieprzystawalności do narzuconych społecznie ram. O mozolnym, ale pięknym budowaniu trudnej, nieoczywistej relacji. O byciu matką i córką. O życiowym dryfie, performowaniu świata i wydreptywaniu wiedzy. O dzielności. O miłości. O życiu w kokonie i wychodzeniu z niego motylem. O tym, ile mogą znaczyć słowa i jak to jest widzieć je w kolorach.